czwartek, 24 marca 2016

Rozdział 13

Dawno mnie tu nie było XD
Kolejny dzień. Liv była już w szkole cały tydzień, dziwiła się, że to przetrwała. Wyszła z domu i zakluczyła drzwi. Powolnym krokiem szła w stronę szkoły. W oddali zauważyła jakąś dziewczynę, która płakała. Podbiegła do niej i już miała zapytać o co chodzi, ale brunetka jej przerwała.
- Idź. Nie zwracaj na mnie uwagi. – szepnęła.
- Kto ci to zrobił? – wskazała palcem na jej podbite oko.
- Tacy chłopcy z mojej szkoły.
- Czy uczysz się w tym więzieniu za rogiem? – dziewczyna przytaknęła. – Która klasa?
- 1 A. – wyszeptała niesłyszalnie.
- Chodź ze mną, pomogę ci. Mam na imię Mia, a ty?
- Kate.
Olivia wzięła dziewczynę za rękę i pomogła jej się podnieść. Ruszyły razem do szkoły. Były zupełnie inne. Kate – brązowooka brunetka z kilkoma pryszczami i Olivia – czarnowłosa piękność o brązowych prawie czarnych oczach i nieskazitelnej cerze. Plus był taki, że obie nosiły okulary. Nim się obejrzały stały już przy wejściu do szkoły.
- Dobra, teraz szybko. Kto cię bił? – dziewczyna nie odpowiedziała. – Zakładaj.
- Co?
- Masz, zakładaj. – powiedziała zdejmując z siebie czarną bluzę. – Załóż kaptur i chodź za mną.
Czarnowłosa zaczęła iść w stronę damskiej toalety. Otworzyła drzwi i zobaczyła kilka dziewczyn i…
Myślała, że to tylko jakieś zwidy. Jednak Cas stała tam naprawdę. Miała krótką spódnicę i top w panterkę. Co się z nią stało?! – pytała się w myślach.
- Kto tu przyszedł? – mruknęła jedna z nich. – Pryszczata Kate? – jak na zawołanie wszystkie zaczęły się śmiać.
- Wypad. – warknęła Liv.
- Co? – spytała Casey.
- Wypad. Mam wam przeliterować to słowo? Czy może jesteście na tyle mądre, że je zrozumiałyście? Nie będę traciła mojego cennego czasu na wasze krzywe mordy, więc grzecznie proszę, abyście opuściły to pomieszczenie, ponieważ taka jest moja wola. – znów uśmiechnęła się sztucznie.
- Ugh! – wrzasnęła jedna z nich i z gracją wyszła z toalety.
Kiedy wszystkie sobie poszły, czarnowłosa położyła swój plecak na umywalce i wyjęła z niego puder oraz jakieś cienie do oczu. Znalazła się tam też szminka, mascara, podkład i korektor. Zastanawiała się co to wszystko tu robi.
-Chodź. – mruknęła bez emocji, a Kate ze strachem się do niej zbliżyła. – Spokojnie, nie gryzę. – zaśmiała się. – To jak masz na nazwisko?
- Miller. – szepnęła, gdy Liv spokojnie nakładała na jej twarz podkład.
- Nie malujesz się? – zapytała beznamiętnie.
- N-nie…
- Malowanie to nic złego. Nie coś, że jesteś brzydka, ale każdy czasem potrzebuje chociaż delikatnego makijażu.
-Gotowe. – lekko krzyknęła.
Dziewczyna odwróciła się w stronę lustra i przyjrzała się sobie.
- Dziękuję. – szepnęła i szybko przytuliła się do Olivii.
Dziewczyny nikt dawno nie przytulał, więc korzystając z chwili odwzajemniła uścisk.
- Dobra, teraz powiedz kto, kiedy, gdzie i dlaczego ci to zrobił. – zrobiła palcem kształt koła na swoim oku.
- Dobra… - szepnęła. – Rano wstałam bardzo wcześnie. Wszystko było okej, nic takiego się nie działo. Był to dla mnie zwykły, szary dzień. Z reguły nie jestem lubiana w tej szkole, ponieważ uważają mnie za kujona. Nie wiem co w tym złego, że chcę mieć dobrą pracę w przyszłości i mam ochotę pogłębiać swoją wiedzę. No, ale zaczęło się od wyzwisk. Potem zaczęli się nade mną znęcać i kradli mi to co miałam. Przykładowo jedzenie lub pieniądze.
- Kto? – powiedziała Mason. – Kto ci to robił?
- Najczęściej ci starsi. Kevin z 3c, Michael z 2a, James i Tom z 3b, a ostatnio był z nimi nawet Leo z 2b. Sam zakładał kampanię przeciwko znęcaniu się nad innymi, a robił to samo. Zmienił się. Bardzo. Z dziewczyn były to głównie Jessica, Mandy i Lena z 3c.
- Leondre Devries? – przeraziła się. – Nie mówisz poważnie.
- Mówię serio. – znów wyszeptała. – Zawsze o tej porze idą za szkołę i kradną komuś pieniądze. Chcesz to mogę cię zaprowadzić. – wzdrygnęła się.
- Dobra, niech ci będzie. – Liv ruszyła w stronę wyjścia i nie czekając na brunetkę wybiegła ze szkoły. – No to gdzie?
- Tędy. – wysapała młodsza.
Przeszły niezauważalnie obok małej bramki i zaczęły iść przy ścianie budynku. Kiedy były bliżej, udało im się dosłyszeć jakieś krzyki.
- Szybciej. – mruknęła czarnowłosa i przyśpieszyła kroku.
Zatrzymała się na narożniku ceglanego Hogwartu. Wychyliła lekko głowę za mur i dostrzegła cały ten przeklęty „gang”. Zawiodła się jeszcze bardziej, gdy zobaczyła tam bruneta. Odwróciła się by zobaczyć czy Kate idzie. Dziewczyna stała w miejscu i nie chciała się ruszać. Bała się – Liv widziała to w jej oczach. Pokazała jej ręką, żeby podeszła. W tym samym momencie brunetka nadepnęła na gałąź. Wzrok wszystkich spoczął w tym momencie na czarnowłosej, która przeklinała nową koleżankę w myślach.
- Kogo my tu mamy? – zapytał jeden z nich i powiedział drugiemu chłopakowi coś na ucho.
Zaczęli się przybliżać. Mason zaczęła uciekać. Pociągnęła Miller za rękę i zaczęły zwiewać tak szybko jak nigdy wcześniej.
*CASEY *
- Charlie, nie wytrzymam już dłużej. – warknęłam.
- Błagam cię. Nie wiemy kto podkładał nam te listy. Na każdym był ten sam podpis. To może być każdy zrozum. Ja zacząłem przyjaźnić się z tymi idiotami, za którymi łazi większość tych tlenionych blondynek, ty się do nich wkupiłaś, a Leo łazi z tymi… No wiesz.
- UGH! No dobra! – krzyknęła. – Tak właściwie to gdzie on jest? Powinien już tu być. – odgarnęła brązowe kosmyki z czoła.
- Jestem! – usłyszeli zatrzaskiwane drzwi.
- Nareszcie! Ile można czekać? – zapytała.
- No, bo zwiała im jakaś dziewczyna, chyba z mojej klasy, no i musiałem im pomóc jej szukać.
- Dobra. Teraz morda w kubeł i daj mi ten liścik. – warknęła.
Brunet wyciągnął z kieszeni zawiniątko papieru i podał dziewczynie.
- Dzięki . –mruknęła.
Wstała i zaczęła chodzić po pokoju, jednocześnie czytając każdy list.
Liv zniknęła,
Daj sobie spokój,
Żyj normalnym życiem,
Jakby jej nigdy nie było.
M.M.O
I kolejny.
Miłość istnieje,
Żyje,
A także się rozwija,
Nie zmarnuj tego.
M.M.O
Następny…
Nie wahaj się,
Podejmuj szybkie, dobre decyzje,
Moi przyjaciele tego nie robią,
Uwierz.
M.M.O
Nareszcie, ostatni.
Ludzie są wyjątkowi,
Każdy jest inny,
Niektórzy są wredni, a inni…
Mili.
M.M.O
Czytała te bezsensowne teksty w kółko i w kółko.
„ M.M.O” – powtarzała w myślach.
„Liv zniknęła”
„Żyje”
„Moi przyjaciele tego nie robią”
„Mili”
- Nie… To nie może być prawda. – otworzyła szeroko oczy i upuściła wszystkie kartki na podłogę. – M.M.O. – powtarzała. – M.M.O.
- Casey, wszystko w porządku? – spytał Charlie podchodząc do niej.
- M.M.O. – mówiła. – Mason Mia Olivia… M.M.O…
Teraz wzrok chłopców był skupiony tylko na niebieskookiej brunetce, która w jednym momencie wybuchła płaczem. Blondyn podbiegł do niej i ją przytulił. Leondre stał z otwartymi szeroko oczami i nie ruszał się.
- Jak? – spytał szepcząc.
- Weźcie te listy. – szepnęła Casey. – Poukładaj je w takiej kolejności jak je dostawaliśmy. – zwróciła się do Charliego. – Teraz przeczytaj pierwsze słowo z każdego listu z kolejnych linijek.
- Liv żyje moi mili. – szepnął.
Brunetka spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.

- Ona żyje. – mruknęła. – Ona żyje… - dobrze, że w tej chwili nie widzieli pary niebieskich tęczówek przyglądających im się zza okna...

niedziela, 28 lutego 2016

Rozdział 12

Blondynka leżała na łóżku i patrzyła się tępo w sufit. Chciałaby go teraz przytulić, albo zobaczyć. Spojrzała na zegarek w telefonie, wskazywał godzinę 23:57.
„Rick pewnie już śpi.” – pomyślała.
Założyła na siebie czarną bluzę, a na nogi włożyła swoje czarne superstary. Chwyciła do ręki notatnik i długopis po czym cicho wymknęła się przez okno w swoim pokoju. Droga do szpitala trwała zaledwie 5 minut. Leo leżał na 4 piętrze. Zajrzała do szpitala, a w środku zobaczyła recepcjonistkę, która przeglądała jakieś papiery. Wyjęła telefon i zadzwoniła do szpitala. Kobieta podniosła się i ruszyła odebrać telefon, a dziewczyna w tym czasie rozłączyła się. Wbiegła po cichu do środka i ruszyła szybko w stronę 4 piętra. W końcu znalazła jego salę. Otworzyła drzwi, Leo spał. Wyjęła notatnik i nabazgrała na nim kilka słów. Położyła karteczkę na stoliku i usiadła na łóżku obok niego. W pewnym momencie chłopak otworzył oczy i zobaczył ją.
- Liv? – spytał.
Mason nie wiedziała co robić. Miała dwie opcje: a) Uciekać lub b) Sprawić by zasnął.
- Oj Leo… - szepnęła. – Stęskniłam się. – podeszła do niego.
- Przytul mnie. – powiedział.
Dziewczyna usiadła na jego łóżku i zamiast go przytulić, pocałowała go w czoło. Zaczęła głaskać go po włosach i śpiewać jakąś kołysankę. Po kilku minutach usłyszała ciche pochrapywanie. Uśmiechnęła się sama do siebie i postanowiła już wracać do domu. Jutro musi przekonać kuzyna o powrót do szkoły…
*Leo*
Była godzina 7:00, a w szpitalu już chodzili po salach i budzili pacjentów. Brunet nie był z tego zadowolony. Wolałby leżeć w łóżku do południa. Przynajmniej by odpoczął, no i pospał. Niechętnie otworzył oczy i spostrzegł na stoliku jakąś karteczkę. Podniósł ją i otworzył.
Myślisz, że to sen.
Chcesz się z niego jak najszybciej obudzić.
Ale uważaj,
Nie wszystko jest takie jak Ci się wydaje.
M.M.O.
„Kto mógł to zostawić?”- zastanawiał się.
Teraz bał się nie na żarty. Najpierw śmierć Liv, potem spalony dom, a teraz to? Chciałby być z nią. Miał tej nocy piękny sen, w którym widział Olivię. Szkoda tylko, że to nie zdarzyło się naprawdę. Tak przynajmniej myślał…
*Liv*
- No, ale dlaczego nie?! – krzyczała.
- BO NIE. – warknął mężczyzna.
- Błagam cię, nic mi nie będzie.
- Zgoda. – mruknął, a ona rzuciła mu się na szyję. – Ubieraj się, jedziemy do szkoły załatwić papiery.
***
- Mia Mason? – mruknął pan dyrektor i spojrzał na dziewczynę o czarnych włosach.
- Zgadza się. – przytaknęła.
- Dobrze, a więc będziesz chodzić do klasy 2b. Życzę miłej nauki. – uśmiechnął się i dodał. – Jutro o 8:00 widzę cię w szkole. – mrugnął.
- Dobrze proszę pana. – powiedziała i zamknęła drzwi.
Stała razem z kuzynem przed gabinetem dyrektora, aż tu nagle stało się coś czego nie przemyślała. DZWONEK.
- Cholera, idziemy. – mruknęła i chciała pociągnąć kuzyna za rękaw, ale jego już nie było. – Świetnie. – syknęła sama do siebie.
Szła powoli korytarzem, który zapełniał się ludźmi. Nagle zobaczyła Alex ze swoją świtą. Przeszła koło nich, ale jedna potrąciła ją i upadła.
- Ups, to niechcący. – zaśmiała się.
Liv nie wahała się i pokazała jej środkowy palec, wstała i otrzepała się, po czym jak gdyby nigdy nic wyszła ze szkoły. Na dworze spostrzegła Leo z kilkoma dziewczynami.
„ Na pewno, któraś na niego zasługuje. Ja niestety nie.” – pomyślała.
Ruszyła w jego stronę i usiadła na ławce niedaleko nich. Spojrzała kątem oka na bruneta, a ich spojrzenia się skrzyżowały. Patrzyli sobie w oczy. Cieszyła się, że założyła brązowe soczewki i okulary zerówki. Inaczej by ją poznał.
- Spójrz na jej ciuchy. Totalne bezguście.
- Jak można mieć taki ryj?
- Nie rozumiem jak ona się pokazuje na ulicy.
Takie rzeczy Olivia słyszała od dziewczyn siedzących przy Leondre. Zdawało się, że on miał je w totalnym poważaniu. Gwałtownie wstała i podeszła do nich.

- Okej, nie mam markowych ciuchów, nie są to jakieś piękne rzeczy, ale przynajmniej dobrze się w nich czuję i nie wyglądam jak dziwka, czyli jak wy. Mam ryj lepszy niż wasze mordy, na których jest tona tapety i jak każdy człowiek mam prawo do pokazywania się na ulicy. Tego mi akurat nie zabronicie. – uśmiechnęła się sztucznie i odeszła. Była z siebie dumna. Oby tak było częściej.

Rozdział 11 cz. 2

*Leo*
Leo siedział u siebie na łóżku  i patrzył się tępo w ścianę. Opadł powolnie na pościel i przymknął oczy. Ręką wyszukał w kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął jednego. Od jej śmierci zaczął robić to co najgorsze i powoli zabijał się od wewnątrz. Podpalił przedmiot i przyłożył do ust. Wypuścił dym z pomiędzy warg i znów patrzył w ścianę. Zgasił szybko papierosa i wyrzucił go. Smutny wszedł pod kołdrę i zasnął.
***
Obudził go zapach dymu. Powoli otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Nic się nie działo. Podszedł do drzwi i otworzył je powoli. Chwilę później w jego ciało uderzył nieprzyjemny gorąc. JEGO DOM SIĘ PALIŁ. Przerażony zaczął szukać wyjścia. Dym go oślepiał. Nie dał rady. Przymknął oczy i upadł bezsilnie na ziemię.
*Liv*
Dziewczyna spacerowała ulicami Port Talbot bawiąc się jednocześnie swoim kolczykiem w nosie. Rozglądała się, aż w końcu zobaczyła Casey z Charliem w kawiarni. Byli szczęśliwi. Olivia uśmiechnęła się lekko i poszła dalej, ale nie przeszła pięciu metrów, a spostrzegła Alex przyglądającą się Lenehanowi i Stewart. Blondynka wyjęła pospiesznie telefon i wystukała SMS do Alex.
Do: X
Jak chcesz to zrób zdjęcie. Zostanie na dłużej :))
Brunetka wyjęła telefon i rozejrzała się. Nie zauważyła Liv, na co ta się zaśmiała. Schowała telefon i zaczęła iść w stronę swojego starego domu. Nagle poczuła dym. Pobiegła szybko w stronę, z której najbardziej można było czuć ten zapach. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Pośpiesznie wyjęła telefon i zadzwoniła.
- Rick?
- Co jest mała?
- Przyjedź szybko pod mój dom. Ten stary dom.
- Po co?
- Po prostu przyjedź.
Nacisnęła czerwoną słuchawkę i wbiegła do domu Leo. Ogień szczypał ją w gałki oczne. Gwałtownie upadła na ziemię i zaczęła czołgać się w stronę schodów. Weszła po nich szybko i zobaczyła zarys postaci.
- Leo. – szepnęła.
Podbiegła do niego i potrząsnęła go za ramiona.
- Leondre! – krzyczała.
Kilka łez poleciało po jej policzku. Ostatnimi siłami złapała go za ręce i zaczęła schodzić po schodach. Przez dym nie mogła oddychać, ale musiała być silna. Jeszcze chwilę i będzie przy drzwiach. Widziała Rick’a wysiadającego z auta. Biegł w ich stronę i wpadł szybko do domu. Wziął chłopaka, a Liv szybko wyszła za nim z płonącego domu. Pośpiesznie wbiegli do auta i odjechali. To wszystko działo się tak szybko… Olivia nie wiedziała co tak właściwie się stało. Patrzyła teraz tylko na niego. Na jego oczy, pod którymi czaiły się te śliczne, szalone brązowe tęczówki. Niestety od pewnego czasu smutne…
*Leo*
Ciemność. To było jedyne co widział. Umarł? Na pewno nie… Powoli zaczął otwierać powieki, ale zaraz je zamknął, ponieważ jedyne co zobaczył to oślepiająca biel. Spróbował ponownie, a jego wzrok przyzwyczajał się do panującej w pomieszczeniu jasności. Znajdował się w szpitalu, podpięty do jakiegoś ustrojstwa.
- Witam. – z zamyślenia wyrwał go głos pana doktora. – Pewnie zastanawiasz się co się stało. – brunet przytaknął. – W twoim domu wybuchł pożar. Z tego co nam wiadomo byłeś jedynym domownikiem w środku. Uratowała cię pewna dziewczyna, która również cię do nas przywiozła.
- J-jak ona wyglądała? – jąkał się chłopiec.
- Blondynka, długie falowane włosy za łopatki. Tyle pamiętam. – uśmiechnął się lekarz.
- Dziękuję . –mruknął Devries. – Kiedy będę mógł stąd wyjść?
- Zrobimy jeszcze kilka podstawowych badań i będziesz mógł wrócić do rodziny prawdopodobnie za dwa dni. Musisz tu jeszcze poleżeć, ponieważ chcemy sprawdzić, czy aby na pewno wszystko w porządku z twoim organizmem, dobrze?
- Mhm. – mruknął.
- Widzimy się niedługo. – powiedział doktor i wyszedł zamykając za sobą drzwi.
*Liv*
- Co chcesz z nim zrobić? – spytał Rick.
- Zawieziemy go do szpitala, dobrze? Nie pozwolę, aby coś mu się stało. – pogłaskała delikatnie bruneta po włosach.
Zdjęła perukę i założyła na głowę kaptur. To cholerstwo strasznie ją drapało.
-Jesteśmy. – mruknął mężczyzna. – Idziesz z nami?

- Tak.

poniedziałek, 15 lutego 2016

Rozdział 11 cz.1

WITAM :>
*Casey*
Była noc. Dokładnie godzina 2:53. Brunetkę obudził jakiś szmer. Odwróciła się i zobaczyła jakąś postać stojącą na parapecie.
- Zostaw mnie! – krzyknęła.
Postać przyłożyła palec do ust. Casey przymknęła oczy, a kiedy je otworzyła tajemniczej osoby już nie było. Wpatrywała się jeszcze w okno przez kilka minut, aż w końcu odpłynęła w objęcia Morfeusza.
***
Otworzyła oczy i przetarła je dłońmi. Ostrożnie wstała i sprawdziła godzinę w telefonie – 10:21. Odłożyła przedmiot i przypadkiem strąciła coś z szafki nocnej. Podniosła z podłogi jakieś pudełeczko. Nie należało do niej. Powoli je otworzyła. W środku znajdowała się bransoletka Liv. Srebrna z różnymi zawieszkami. Każda coś symbolizowała. Nutka – muzykę i taniec, serce – miłość do bliskich, łapka psa – jej więź z tymi zwierzakami. Było jeszcze kilka innych, ale Olivia nigdy nie zdradziła jej co oznaczały. Zawsze mówiła, że to tajemnica. Casey zapięła bransoletkę na nadgarstku i zeszła na śniadanie. Cały czas myślała kim mogła być osoba w oknie. A co jeśli to morderca? Wzdrygnęła się na samą myśl o tym.
- Dzień dobry. – powiedziała wchodząc do kuchni.
- Dzień dobry. – mruknął Luke.
- Idziesz dziś gdzieś? – spytała.
- Chyba nie, a ty?
- Też.
Nastała krępująca cisza. Taka jak cały czas ostatnio. Wszyscy myśleli, że jej już nie ma. Nie wiedzieli jeszcze co ich czeka.
*~~~~~~*
Wstała powoli z łóżka. Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej grafitowe spodnie z wysokim stanem oraz czarną bluzkę z długim rękawem nad pępek. Jej napis głosił „I like U, but I hate U too”. Na to nałożyła jeszcze czarną bluzę i ruszyła na śniadanie.
- Hejcia Rick. – przywitała się.
- No hej.
- Co dziś robisz? – spojrzała na niego i zaczęła przygotowywać sobie kanapki z serem.
- Siedzę w domu. – dziewczyna wytrzeszczyła oczy. – Tak. Pozwalam ci iść tam dzisiaj. – mruknął, a ona rzuciła mu się na szyję.
- Jesteś kochany! – przytuliła go mocniej.
- Wiem. Tylko pamiętaj, że masz się nie dać złapać. – ostrzegł. – Co to jest?! – wskazał na bliznę na ręce.
- To… No… Ten… Bo ja…
- Bo ty?
- No, bo ja byłam w nocy u Casey. – mruknęła.
- Gdzie byłaś?! Widziała cię?! Czy ty wiesz co zrobiłaś?!
- Spokojnie. Nie poznała mnie.
- Wiesz, że to bardzo ryzykowne. Proszę cię nie rób tak więcej.
- Dobra, dobra. Idę na górę, zaraz wracam. – powiedziała i zaczęła wchodzić po schodach.
Wyjęła z szuflady czarne okulary i założyła je na nos. Zdjęła z manekina perukę z czarnymi, długimi, prostymi włosami i spinając swoje kłaki włożyła na głowę sztuczny rekwizyt. Zbiegła na dół i pokazała się kuzynowi.
- Jak wyglądam? – posłała mu słodki uśmiech.
- Jak nie ty. – burknął. – Dlaczego ja się na to zgodziłem? Przypomnisz?
- Bo mnie kochasz! No i nie chcesz by mi się coś stało. – zaśmiała się.
- Jasne. – powiedział.
Nastolatka zaczęła iść w stronę drzwi i już miała wychodzić, gdyby kuzyn jej nie zatrzymał.
- Ej…
- No co? – mruknęła zirytowana.
- Uważaj tam na siebie, ok?
- No tak… Przecież już mówiłam, że będę ostrożna.
-Dobra, wierzę. – warknął. – Tylko jak wpakujesz się w jakieś tarapaty…
- Nie wpakuję!
- Jak coś to dzwoń.
-Ok. – przekroczyła próg domu, ale o czymś sobie przypomniała. Odwróciła głowę. – Dzięki za to, że mi pomagasz Rick.

- Nie musisz dziękować Olivia. – powiedział szczerze i uśmiechnął się, a ona zniknęła już za drzwiami.

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 10 :>

- Błagam cię, zrób to dla mnie... - szepnęła.

- No zgoda. – mruknął, a jej oczy zabłysnęły. – Dlaczego Bóg pokarał mnie tym zaszczytem jakim jest bycie twoim kuzynem...

- Ej! To nie było miłe!

- A ktoś powiedział, że ja jestem miły? – zaśmiał się.

- Rick... - mruknęła i spuściła głowę.

- No co? – mruknął przed wyjściem.

- Chcę sobie zrobić kolczyk w nosie. – powiedziała stanowczo i uśmiechnęła się. – Mógłbyś mnie też podwieźć po jego zrobieniu do jakiejś galerii handlowej. Mam mało ciuchów.

- Nie za dużo wymagasz? – zapytał, a ona tylko pokręciła przecząco głową. – Dobra chodź. – zaczął iść w stronę samochodu. – Mój znajomy zrobi ci ten kolczyk za darmo, musisz mu tylko powiedzieć, że jesteś moją kuzynką. Tu masz hajs na ciuchy. – podał jej zawiniątko banknotów. – Spotykamy się w domu o 19:00. Masz być punktualnie.

- Oczywiście. – mruknęła i wyszła z samochodu.

- Za jakie grzechy... - szepnął i odjechał zostawiając dziewczynę samą.

*Casey*

Siedziała w pokoju Olivii na jej parapecie. To było jej ulubione miejsce w całym domu. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było tu tak bardzo pusto... Błądząc swoimi tęczówkami po meblach zauważyła jakieś koperty włożone w jedną z szafek. Powoli odeszła od okna i zaczęła iść w ich stronę. Trzęsącymi się rękoma podniosła listy. Były kolejno zaadresowane: Charlie, Leo, Mama i Tata, Luke i Casey... Wzięła kopertę ze swoim imieniem i powoli otworzyła. W środku tak jak myślała znajdował się list. Był napisany przez Olivię. Dwa dni przed datą jej śmierci.

Kochana Casey!

Znam cię tak dobrze, że wiem jak ci ciężko, gdy to czytasz. Chciałabym znów cię zobaczyć. Przytulić. Zjeść pizzę przy dobrym horrorze tak jak kiedyś. Jednak wiem, że to co zrobiłam było słuszne... Cas... Ja byłam prześladowana... Codziennie dostawałam SMS'y z groźbami, że coś stanie się tobie, albo komuś mi bliskiemu, jeśli nie odczepię się od Leo... Nie chciałam, abyś cierpiała, chociaż wiem, że przez moją śmierć cierpisz równie mocno... Przepraszam...

Kocham Cię, Olivia

PS. Widziałam jak Charlie na ciebie patrzy. Wiem, że on też ci się podoba... Życzę wam szczęścia... Nie spiernicz tego kochanie <3 W środku koperty masz również nasze stare zdjęcia... Dziękuję Ci, że zawsze byłaś przy mnie Casey... Nigdy o tym nie zapomnę. Trzymaj się misiu...

Po przeczytaniu całego listu łzy swobodnie spływały po jej policzkach. Musiała dać sobie z tym wszystkim radę... Dla Liv... Zabrała listy i zbiegła na dół po schodach.

- Ciociu! – krzyknęła.

- Coś się sta... Casey dziecko! Czemu płaczesz? – zapytała pani Mason podbiegając do dziewczyny.

Brunetka podała jej kopertę z napisem „Mama i Tata".

- Czy to... - urwała. – Czy to list od Olivii?

- T-tak... - szepnęła.

Trzydziesto siedmio latka wzięła od niej list i ruszyła do swojego męża.

- Haroldzie! Chodź tu! – wydarła się.

Brunetka nie informując nikogo wyszła z domu i ruszyła w stronę posiadłości Devriesa. Zapukała najmocniej jak się dało, a chwilę później drzwi otworzył jej zapłakany Leondre. Nie pytała co się stało tylko wręczyła mu kopertę i ruszyła w stronę swojego podwórka. Tylko od niego zależy co zrobi z tym listem.
*tu możecie włączyć piosenkę XD*

*Leo*

To wszystko działo się za szybko. Wręczyła mu kopertę i odeszła. Nie zdążył nawet zapytać co to za koperta, lecz kiedy zobaczył na niej staranne pismo Liv, to już wiedział.

Drogi Leondre...

Wiem, że jest Ci teraz bardzo smutno. Niestety nie cofniesz czasu. Chciałam przed tym wszystkim powiedzieć Ci, że... Kochałam Cię Leondre, zawsze będę Cię kochać. Wiedziałam, że nie czujesz tego samego. Znajdź sobie jakąś piękną dziewczynę o imieniu Meredith. Mówiłeś mi kiedyś, że bardzo podoba Ci się to imię. Szkoda, że mama mnie tak nie nazwała... No cóż, trudno... Pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie. Będę chronić Was wszystkich choćby nie wiem co. Nie pozwolę na waszą krzywdę. W kopercie masz również nasze stare zdjęcie. Dziękuję ci za wszystko.

Kocham Cię, Olivia

Wyjął powoli zdjęcie. To byli oni. Całujący się w wieku pięciu lat. Szybko pobiegł na górę do swojego pokoju. Wyjął z ramki zdjęcie jego i Alex, które podarł, a na jego miejsce włożył to z Liv. Odstawił ozdobę na półkę i usiadł na łóżku. Wpatrywał się w obrazek przez długi czas. W końcu wybiegł z pokoju i szybko zakładając kurtkę wybiegł z domu. Pobiegł prosto do kwiaciarni.

- Poproszę 13 róż. – powiedział do sprzedawczyni.

Kobieta związała wszystkie kokardą i podała chłopcu.

-Dziękuję. – powiedział i położył pieniądze na wyciągniętej dłoni kobiety. – Dowidzenia.

- Dowidzenia. – odpowiedziała piskliwym głosikiem.

Brunet szybkim krokiem ruszył w stronę cmentarza. Szedł wyznaczoną ścieżką, aż w końcu zobaczył jej grób. Powoli do niego podszedł i ułożył na nim kwiaty. Siadł na ławce i przeczytał napis.

Olivia Mason

13.06.2000 – 4.10.2015

„Znikłaś nam z oczu

Na wieczne sny

Zostawiłaś nam smutek

I gorzkie łzy"

Siedział tak i czytał to wszystko od nowa. W kółko i w kółko. Nagle do jego uszu dotarł dziwny dźwięk. Jakby ktoś go obserwował. Czuł wzrok na sobie. Rozejrzał się w około, ale nikogo nie dostrzegł. Wolno wstał z ławeczki i ruszył w stronę wyjścia z cmentarza. Szedł skrótem. Nie bał się. Miał to wszystko w głębokim poważaniu. Nagle ktoś złapał go od tyłu i zaciągnął w ciemną uliczkę.

- Pieniądze. – wysyczał mu ktoś do ucha.

- Nie mam! Zostaw mnie! – chłopak zaczął się miotać.

- Zaraz tu przyjdą moi koledzy i zrobi się nieprzyjemnie. – warknął.

Brunet bał się. Wszystkie wspomnienia z dzieciństwa powróciły. Odwrócił głowę w prawą stronę i po drugiej stronie ulicy zobaczył jakąś zakapturzoną postać. Chwilę później usłyszał strzał. Jego napastnik upadł na ziemię, a on od razu zaczął uciekać. Kto to był?

*~~~~~~*

- Co ty do jasnej cholery gadasz?! – zaczęła krzyczeć.

- Chcieli go napaść. Mam ci to przeliterować? – mruknął zirytowany. – Postrzeliłem tego gościa w nogę. Chyba przeżył.

- Niech no tylko znajdę gnoja. – warknęła.

- Nie unoś się tak młoda.

- Będę. – mruknęła. – Stary. – syknęła mu do ucha i pobiegła do swojego pokoju.

- Chodź no tu! – krzyknął i pobiegł za nią.

Wszedł do jej pokoju. Siedziała na łóżku i patrzyła się tępo w ścianę.

- Tęsknię. – wyszeptała.

- Wiem. – odszeptał. – Pamiętaj tylko, że sama tego chciałaś. Nie cofniesz czasu.

- Masz rację. To był mój wybór i nadal uważam, że postąpiłam słusznie.

Siedzieli w ciszy. Nikt się nie odzywał. Mężczyzna analizował wydarzenia z dzisiejszego dnia, a dziewczyna myślała.

- Załatw mi broń. – powiedziała.

- Że co, słucham? – otworzył oczy ze zdziwienia.

- To co słyszysz. Nie pozwolę żebyś tylko ty to wszystko robił. Ja to zaczęłam i ja to kiedyś skończę. Dlatego proszę, załatw mi broń.

- Broni ci nie załatwię, ale mogę cię nauczyć walczyć. – dziewczyna dziwnie na niego spojrzała. – No wiesz, tak na wszelki wypadek.

- Niech ci będzie. – mruknęła. – A teraz wyjdź. Muszę się przebrać.

Rick wstał z łóżka i ruszył w stronę wyjścia.

- Dobranoc Rick.

- Dobranoc mała. – mruknął i zamknął drzwi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

1044 słowa ! BĄDŹCIE DUMNI XDD
CZYTASZ= KOMENTUJESZ

Kocham was, Vic :)

sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 9 ;*

-Nadal sądzisz, że to był dobry pomysł? – zapytał wysoki mężczyzna o kruczoczarnych, krótkich włosach.

- Tak. Uwierz mi, że tak będzie lepiej Rick. – westchnęła. – Teraz przepraszam, idę na zakupy. – mruknęła i wyszła z pokoju.

*Leo*

Tej soboty Leondre leżał na łóżku i słuchał muzyki. Za niedługo powinna zjawić się Alex. Po śmierci Olivii zaczął spędzać z nią więcej czasu. Powoli zapominał, ale wiedział, że ona zawsze będzie w jego sercu.

- Puk, puk? – usłyszał głos brunetki zza drzwi.

- Kto tam? – spytał i uśmiechnął się.

- Hipopotam! – krzyknęła i wpadła do jego pokoju. – Jak tam? – szepnęła siadając na jego łóżku.

- Lepiej. Masz ochotę w coś pograć? – popatrzył na nią.

- Pewnie. – odpowiedziała. – To w co gramy? W tenisa?

- Chodź. – powiedział i pociągnął ją za rękę do piwnicy. – Oto moje królestwo. – uśmiechnął się promiennie.

- O mój Boże! Czy to bilard?! – wrzasnęła podbiegając do stołu.

- Nie, kanapa. – mruknął brunet. – Masz. – podał jej kij do gry.

- Gramy o coś? – spytała. – Jeśli wygrasz to kupię ci słoik Nutelli, a jeśli przegrasz... Dajesz mi buziaka.

- Umowa stoi. – powiedział po czym oboje uścisnęli sobie dłonie.

*Charlie*

Chłopak stał na dworcu i czekał na pociąg do Port Talbot. Wyjął z kieszeni słuchawki i włączył pierwszą lepszą piosenkę. Rozglądał się wokoło i spokojnie czekał. W pewnym momencie jego oczom ukazała się wysoka dziewczyna o długich blond włosach. Były identyczne jak te, które posiadała heterochromiczka. Charlie nie zastanawiając się długo pobiegł w stronę dziewczyny jednocześnie wyjmując jedną słuchawkę z ucha.

- Olivia? – spytał kładąc dłoń na ramieniu bondynki.

Dziewczyna odwróciła się w jego stronę. Niestety to nie była Liv.

- Przepraszam, pomyliłem cię z moją przyjaciółką... - mruknął i zaczął odchodzić.

Stracił już całą nadzieję...

*Leo*

- Wygrałam! – krzyknęła uradowana brunetka. – Zaraz dasz mi nagrodę, ale najpierw pójdę do toalety. – powiedziała i wychodząc cmoknęła brązowookiego w policzek.

Kiedy sobie poszła chłopak usłyszał dźwięk nowej wiadomości. Nie był to jego telefon tylko Alex. Wiedział, że źle robi, ale jego ciekawość była większa. Odblokował komórkę i kliknął ikonkę wiadomości.

Od: Amber ;*

Miałaś dobry plan kochanieńka ;* Teraz musimy się pozbyć jeszcze tej drugiej... Pamiętaj, że Charlie ma być tylko mój ^^

Chłopak otworzył usta w literkę „O". Przewinął wiadomości w górę i zaczął czytać.

Do: Amber ;*

Już wysłałam jej tą paczkę ;) SMS też doszedł.. Nie mogę się już doczekać!

Od: Amber ;*

Jesteś genialna! Teraz musimy coś wymyślić na tą drugą szmatę ;*

Do: Amber ;*

Już mam plan ^^

Jakie wiadomości?! To przez nią Olivia nie żyje?! Brunet otworzył inne wiadomości. Wśród nich znalazł kontakt zapisany „Gówniara :)". Kliknął na niego, a jego oczom ukazały się wszystkie groźby wysyłane do jego owieczki. Nie wierzył w to co zobaczył. Jak mógł się przyjaźnić z taką okrutną osobą?

- Co robisz? – zapytała go Alex wchodząc do pokoju.

- Wynoś się. – odparł spokojnie.

- Słucham?

- Nie słyszysz?! Wynoś się z mojego domu! Odwal się od Casey, Charliego i MNIE! Nie dość, że przez ciebie Olivia nie żyje to masz jeszcze zamiar zrobić coś Cas?! Mam cię dość! Nie chcę cię znać! – wykrzyczał i rzucił w nią telefonem.

Dziewczyna ze strachem uciekła do swojego domu.

- To przeze mnie... Wybacz mi Liv... - szepnął, a po jego policzkach zaczęły spływać słone łzy.

_________________

496 słów LOOOL

Pisać komy !!! Kocham <3

wtorek, 26 stycznia 2016

Rozdział 8 ;C

Rozdział 8
Liv siedziała w pokoju i zastanawiała się co robić. Miała totalny mętlik w głowie. Miała zostawić rodziców, Luke’a, Casey, Charliego i Leondre? Prawda była taka, że tym czynem miała ich ochronić. Ich bezpieczeństwo liczyło się bardziej niż jej samej…
***
Minęło kilka dni od kiedy Olivia otrzymała tę paczkę. Starała się odsunąć od Leo, ale za każdym razem kończyło się to niepowodzeniem. Kiedy się kogoś kocha nie jest tak łatwo sobie odpuścić… Dziewczyna cały czas dostawała sms’y z pogróżkami. Pewnego dnia Casey wróciła ze szkoły i powiedziała blondynce, że chyba ktoś ją śledził. Wtedy przeraziła się już nie na żarty…
***
Jej ciało znaleziono w parku… W miejscu, do którego najczęściej przychodziła z brunetem. Leżała na ławce bez ducha… Na jej ręce widniała zaschnięta krew, a na ziemi spoczywała żyletka. Była spokojna, jak nigdy… Każdy wiedział, że już nigdy nie usłyszy jej słodkiego śmiechu. Ona już nigdy się nie uśmiechnie…
*Casey*
- Charlie musimy coś zrobić… On od dnia pogrzebu nie wychodzi z pokoju, a minął już tydzień… - pojedyncza łza spłynęła po policzku niebieskookiej.
- Nie płacz… - szepnął i podszedł do brunetki.
Siedzieli tak wtuleni w siebie przez jakiś czas. W pewnym momencie drzwi się otworzyły, a w nich stanął Leondre. Wyglądał jak żywy trup. Schudł, był blady, miał podkrążone oczy, które były czerwone od płaczu. Nie spał, to było pewne. Stracił jedyną osobę, która była mu tak bardzo bliska… Utracił swoją księżniczkę, do której miłość uświadomił sobie po jej śmierci.
- Obiad, idziecie? – rzucił tylko i wyszedł, a w jego oczach znów zebrały się łzy kiedy zobaczył ich tulących się do siebie.
- Chodźmy. – szepnęła Casey i pociągnęła blondyna za rękę. – Jak się trzymasz? – spytała cicho bruneta wchodząc do kuchni.
- Możemy o tym nie rozmawiać? – wymusił sztuczny uśmiech.
- Mhm. – mruknęła i siadła do stołu.
Wszyscy jedli w milczeniu. Nikt nie odzywał się ani słowem. Atmosfera była jakaś przygaszona… Zresztą ostatnio cały czas taka była…

- Mam dość! – Casey gwałtownie wstała. – Ona UMARŁA, zrozumcie to! Nie cofniecie czasu! Sama nie wiem czemu to zrobiła, ale my musimy żyć dalej! Nie dołujcie się tylko wstańcie i żyjcie pełnią życia! Każdemu z nas jest teraz ciężko, ale tak musiało być! Ona zapewne by chciała, abyśmy żyli tak samo jak wtedy kiedy była przy nas… - w tym momencie dziewczyna rozpłakała się na dobre. – Co ja gadam… Nic już nie będzie takie samo…
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie bijcie pls XDD KOMENTUJCIE :***